Aktualności

/ Podatki i prawo

Europejska wieża Babel – jeden rynek, wiele języków

/
Data03 lis 2015
/

post-19-10-2015-header

icon_legal_downloads

Z raportu Komisji Europejskiej „Strategia jednolitego rynku cyfrowego dla Europy” wydanego w maju bieżącego roku wynika jasno, że stworzenie jednolitego rynku e-commerce jest obecnie jednym z priorytetów Komisji. Cel ten ma być osiągnięty między innymi w drodze dalszej harmonizacji ustawodawstw państw członkowskich oraz poprzez wyeliminowanie różnic regulacyjnych w takich obszarach jak telekomunikacja, zarządzanie falami radiowymi, ochrona praw autorskich oraz – co równie ważne – ochrona konsumentów. W odniesieniu do tej ostatniej kategorii Unia Europejska poczyniła już znaczne postępy, a jednym z kamieni milowych była implementacja dyrektywy 2011/83/UE w sprawie praw konsumentów. Dyrektywa ta jednakże nie reguluje wymogów językowych w obrocie z konsumentami, tak więc kwestia ta pozostaje w gestii ustawodawstw krajowych.

W rezultacie, pomimo wysiłków podejmowanych na płaszczyźnie europejskiej w celu ujednolicenia ram prawnych, przedsiębiorcy internetowi działający w sektorze B2C muszą zmierzyć się z koniecznością dopasowania swoich stron internetowych do miejscowych wymogów językowych. Z porównania regulacji prawnych obowiązujących w Polsce i Czechach wynika, że podejście państw członkowskich do tej kwestii może być różne, a tłumaczenie wszystkich treści dostępnych na stronie internetowej lub komunikowanie się z konsumentami wyłącznie w ich ojczystym języku nie jest zawsze absolutnie konieczne.

Polska

W Polsce wymóg posługiwania się językiem polskim w relacjach z konsumentami nie budzi większych kontrowersji. Zgodnie z art. 7 ustawy z dnia 7 października 1999 roku o języku polskim w obrocie z udziałem konsumentów używa się języka polskiego, jeśli w chwili zawarcia umowy konsument ma miejsce zamieszkania w Polsce lub jeżeli umowa ma być wykonywana na terytorium Polski. Ponadto, zgodnie ze wspomnianym przepisem to samo dotyczy dokumentów i informacji, których obowiązek sporządzenia wynika z prawa polskiego. Ustawodawca podaje w tym zakresie kilka pomocnych przykładów wskazując m.in. na nazewnictwo towarów i usług, oferty, warunki gwarancyjne, faktury, rachunki, pokwitowania, ostrzeżenia, instrukcje obsługi oraz informacje o właściwościach towarów i usług, w tym także reklamy. Tym niemniej, w odniesieniu do ostrzeżeń, instrukcji obsługi i informacji o cechach towarów i usług dopuszczono wyjątek w sytuacji, gdy informacje te zostały wyrażone w powszechnie zrozumiałej formie graficznej.

Używanie języka polskiego jest wymagane także przez przepisy kodeksu cywilnego dotyczących umowy sprzedaży. Zgodnie z art. 5461 § 1 k.c. sprzedawca jest zobowiązany do udzielenia konsumentowi „jasnych, zrozumiałych i niewprowadzających w błąd informacji w języku polskim, wystarczających do prawidłowego i pełnego korzystania z rzeczy sprzedanej.” Informacje takie powinny w szczególności zawierać „rodzaj rzeczy, określenie jej producenta lub importera, znak bezpieczeństwa i znak zgodności wymagane przez odrębne przepisy, informacje o dopuszczeniu do obrotu w Rzeczypospolitej Polskiej oraz, stosownie do rodzaju rzeczy, określenie jego energochłonności, a także inne dane wskazane w odrębnych przepisach.” Dodatkowo sprzedawca zobowiązany jest wydać kupującemu instrukcję obsługi i konserwacji w polskiej wersji językowej.

Podobny obowiązek ma zastosowanie do oświadczenia gwarancyjnego, jednakże język polski nie jest wymagany względem znaków towarowych, oznaczeń pochodzenia towarów oraz zwyczajowo stosowanej terminologii naukowej i technicznej (art. 5771 § 1 k.c.). W tym miejscu wypada zaznaczyć, że na gruncie prawa polskiego umowa sprzedaży nie obejmuje świadczenia usług, dlatego też powyższe przepisy będą istotne z punktu widzenia sklepów internetowych, lecz nie znajdą zastosowania w odniesieniu do świadczenia usług za pośrednictwem internetu.

Bardziej szczegółowe wymagania odnośnie określonych produktów i usług mogą wynikać z przepisów sektorowych. Tytułem przykładu można wskazać na § 5 ust. 3 rozporządzenia Ministra Gospodarki z dnia 5.04.2011 r. w sprawie zasadniczych wymagań dla zabawek, które implementuje dyrektywę 2009/48/WE w sprawie bezpieczeństwa zabawek. Rozporządzenie nakłada na producenta lub jego upoważnionego przedstawiciela obowiązek umieszczenia na zabawce (lub gdy jej wielkość to uniemożliwia – na jej opakowaniu lub dołączonym do niej dokumencie) m.in. „nazwy typu, numeru partii, serii, modelu lub innych informacji umożliwiających identyfikację zabawki”. Uwzględniając wcześniejsze uwagi dotyczące ogólnego obowiązku używania języka polskiego w komunikacji z konsumentami, należałoby dojść do wniosku, że każda zabawka sprzedawana w Polsce powinna zawierać „nazwę typu” w języku polskim. W rzeczywistości jednakże jest to jedynie interesujący przykład błędu popełnionego w procesie implementacji wspomnianej dyrektywy: rzecz w tym, że § 5 ust. 3 rozporządzenia bazuje na oficjalnym tłumaczeniu dyrektywy w sprawie bezpieczeństwa zabawek, w którym to tłumaczeniu błędnie użyto sformułowania „nazwa typu, numer partii, serii i modelu”, podczas gdy oryginalna wersja art. 4 ust. 3 dyrektywy w języku angielskim posługuje się zwrotem „type, batch, serial or model number” (w wersji niemieckiej dyrektywy: „Typen-, Chargen-, Modell- oder Seriennummer”), który to fragment tak naprawdę oznacza „numer typu, partii, serii i modelu”. Błąd w oficjalnym tłumaczeniu dyrektywy niefortunnie przełożył się na jej nieprawidłową implementację przez polskiego ustawodawcę, w efekcie czego polskie prawo nakazuje sprzedawcom umieszczać na zabawkach nazwę typu (oczywiście musi ona być w języku polskim), co w oczywisty sposób wykracza poza wymogi dyrektywy w sprawie bezpieczeństwa zabawek. Powyższy przykład w sposób dobitny pokazuje, że z pozoru czysto techniczne, jak mogłoby się wydawać, kwestie językowe w sposób bardzo wymierny przekładają się na treść prawa stanowionego w krajach członkowskich, nie pozostając bez wpływu na poziom harmonizacji ram prawnych w Unii Europejskiej.

Konsekwencje nieprzestrzegania obowiązku używania języka polskiego

Używanie innego języka niż polski w komunikacji z polskimi użytkownikami może przede wszystkim skutkować naruszeniem obowiązku należytego poinformowania konsumenta, z uwagi na fakt, że informacja w języku obcym może zostać uznana za nieudzieloną. Może to skutkować poważnych konsekwencjami dla przedsiębiorców, np. wydłużeniem terminu odstąpienia od umowy, zwolnieniem konsumenta zarówno z obowiązku pokrycia kosztów zwrotu towaru jak i z potencjalnej odpowiedzialności za zmniejszenie wartości nabytego towaru. Jeszcze surowszą sankcją jest możliwość uznania umowy z konsumentem za niezawartą, jeśli przedsiębiorcy nie uda się wykazać, że konsument w czasie składania zamówienia wyraźnie przyjął do wiadomości fakt, że zamówienie łączy się ze zobowiązaniem do zapłaty (np. poprzez zastosowanie odpowiednio oznaczonego przycisku lub podobnej funkcji). Jeśli bowiem wymagana informacja (np. opis przycisku), będzie sformułowana w języku angielskim (lub innym języku obcym), dokonane przez konsumenta potwierdzenie, że jest świadomy finansowych konsekwencji transakcji, będzie mogło zostać uznane za nieskuteczne.

Co więcej, posługiwanie się językiem obcym w komunikacji z polskim klientem może być uznane za przykład niewywiązania się z obowiązku udzielania konsumentom rzetelnej, prawdziwej i pełnej informacji. Prezes Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów może w pewnych warunkach uznać takie działanie za naruszenie zbiorowych interesów konsumentów, co wiąże się z ryzykiem nałożenia kary finansowej w wysokości do 10% obrotu osiągniętego w poprzednim roku obrotowym.

W końcu nieużywanie języka polskiego w relacjach z polskimi konsumentami lub brak spełnienia obowiązków informacyjnych stanowi wykroczenie karane grzywną do 5 tyś. zł zarówno na gruncie ustawy o języku polskim jak i art. 139b Kodeksu wykroczeń.

Czechy

W Czechach omawiana kwestia jest bardziej złożona niż w Polsce, a konsekwencje używania obcego języka w komunikacji w obrocie konsumenckim mogą być trudne do przewidzenia. Czeskie ustawodawstwo nie wskazuje wyraźnie na wymóg używania języka czeskiego w transakcjach handlowych ani w ogóle przy zawieraniu umów. Pomimo tego w orzecznictwie formułuje się pewne ograniczenia, np. na gruncie prawa pracy, w zakresie którego czeski Sąd Najwyższy stwierdził, że treść czynności prawnej, bez względu na język musi być zrozumiała dla jej adresata (21 Cdo 1760/2007). Co ważniejsze, w odniesieniu do kwestii handlowych, zgodnie z art. 11 czeskiej ustawy o ochronie konsumenta z 1992 roku stanowiącej regulację szczególną względem czeskiego kodeksu cywilnego, przedsiębiorcy są zobowiązani do przekazania określonej informacji w języku czeskim, w celu zapewnienia pełnej ochrony praw konsumenta. Informacje te obejmują przykładowo kwestię zagrożeń związanych z niewłaściwym używaniem rzeczy, dane produktu, dane dostawcy czy procedurę reklamacyjną. Jeśli rodzaj danego towaru tego wymaga, musi być on także zaopatrzony w instrukcję obsługi w języku czeskim.

Dla ułatwienia posłużmy się przykładem – załóżmy, że zagraniczny, anglojęzyczny przedsiębiorca tworzy sklep internetowy z zamiarem sprzedaży produktów czeskim klientom. Przedsiębiorca rejestruje czeską domenę „.cz”, lecz z pewnych powodów (np. koszty tłumaczenia), cała treść strony internetowej oraz korespondencja mailowa prowadzona jest w języku angielskim. Brak jest jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, czy przez wzgląd na fakt komunikowania się oraz przekazywania wszelkich informacji w języku angielskim, czeski użytkownik mógłby zasadnie wywodzić, że przedsiębiorca nie wypełnił obowiązków informacyjnych i np. obstawać w związku z tym przy prawie do odstąpienia od umowy w ciągu wydłużonego o 12 miesięcy terminu, tłumacząc to tym, że nie zrozumiał informacji o warunkach odstąpienia od umowy przekazanych mi wyłącznie w języku angielskim.

Zgodnie z czeskim kodeksem cywilnym, w razie wątpliwości ciężar dowodu spoczywa na sprzedawcy, który musi dowieść, że konsumentowi udostępniono wszelkie informacje wymienione w kodeksie cywilnym. Sprzedawca musi np. zapoznać kupującego z informacją o językach w jakich umowa może zostać zawarta, kosztami dostawy, sposobami zapłaty, prawem odstąpienia od umowy itp. Informacja taka powinna być przedstawiona w jasny i zrozumiały sposób w języku, w którym umowa ma być zawarta.

Przedsiębiorca może argumentować, że klient musiał zapoznać się z ogólnymi warunkami umowy, ponieważ w toku potwierdzania składanego zamówienia zaakceptował je, np. poprzez zaznaczenie okienka „Zgadzam się z ogólnymi warunkami umów”, które w formie hiperłącza odsyłało do treści ogólnych warunków umów. Czeskie władze co do zasady uznają takie postępowanie za wiążące i wystarczające, nawet w odniesieniu do zgody na przetwarzanie danych osobowych. Ponadto w efekcie implementacji dyrektywy w sprawie praw konsumentów przedsiębiorcy są zobowiązani do udostepnienia konsumentowi treści umowy jak również zrozumiale sformułowanych warunków umowy. Dodatkowo można byłoby argumentować, że użytkownik dobrowolnie zdecydował się, by dokonać zakupu towaru lub usługi w drodze umowy zawieranej w języku angielskim, pomimo możliwości złożenia podobnego zamówienia w jednym z wielu innych sklepów internetowych, które w komunikacji z użytkownikami posługują się językiem czeskim. Decyzja konsumenta o dokonaniu zakupu w sklepie anglojęzycznym mogłaby przemawiać za tym, że jego znajomość języków obcych jest wystarczające do zawarcia umowy po angielsku.

Z drugiej jednak strony należałoby uwzględnić model przeciętnego konsumenta, który jest używany zarówno na płaszczyźnie europejskiej jak i krajowej. Przeciętny konsument opisywany jest jako dostatecznie dobrze poinformowany i dostatecznie spostrzegawczy i rozważny, biorąc pod uwagę czynniki społeczne, kulturowe i językowe. Wyniki Specjalnego Raportu Eurobarometr 386 z 2012 roku wykazują, że jedynie 19% Czechów jest w stanie zrozumieć komunikację online w języku angielskim, co mogłoby raczej wskazywać, że przeciętny czeski klient nie jest jednak w stanie zawierać umów w tym języku. Zwracanie się więc do określonej grupy osób w języku angielskim, w sytuacji gdy wiadomo, że przeciętny przedstawiciel takiej grupy nie dysponuje wystarczającą umiejętnością posługiwania się tym językiem, może rodzić pewne wątpliwości odnośnie tego typu praktyki.

W dodatku należy również uwzględnić wszelkie pozostałe okoliczności zawarcia umowy. Jeśli sklep internetowy sprzedaje trudno dostępny towar, a użytkownik tym samym nie ma możliwości jego nabycia w innym (czeskojęzycznym serwisie), argument sprzedawcy „jeśli nie rozumiesz, kupuj gdzie indziej” staje się zdecydowanie mnie przekonywujący.

Konsekwencje nieprzestrzegania wymogów językowych w Czechach

Niespełnienie obowiązków z art. 11 czeskiej ustawy o ochronie konsumentów może być uznane za delikt administracyjny, za które Czeska Inspekcja Handlowa (Česká obchodní inspekce) może nałożyć karę finansową w wysokości do 3 mln koron czeskich (ok. 450.000,- złotych). W praktyce jednak wymierzane są zazwyczaj niższe kary, w zależności od rodzaju sprzedawanych towarów lub usług i ich znaczenia dla konsumentów.

Oprócz wspomnianych kar przedsiębiorcy muszą liczyć się z konsekwencjami na płaszczyźnie relacji umownej z konsumentem. Dla przykładu, jeśli sprzedawca nie zdoła udowodnić, że należycie poinformował użytkownika o prawie odstąpienia od umowy, termin odstąpienia zostanie – podobnie jak w polskim prawie – wydłużony do 12 miesięcy, a sprzedawca będzie obciążony wszelkimi związanymi z tym kosztami i ryzykiem. Niespełnienie obowiązku udzielenia informacji może też w pewnych warunkach skutkować stanem niezwiązania konsumenta umową (podobnie jak ma to miejsce w Polsce).

Wnioski

Powyższe zestawienie potwierdza fakt, że podejście do problematyki wymogów językowych w transakcjach B2C może różnić się w zależności od państwa członkowskiego, a różnice te mogą mieć jak najbardziej praktyczny wpływ na funkcjonowanie serwisów internetowych działających w więcej niż jednym kraju Unii Europejskiej. O ile w Polsce prawny wymóg używania języka polskiego w umowach z konsumentami wyartykułowany został w sposób bardzo jednoznaczny, nie pozostawiając w tym zakresie jakiejkolwiek swobody interpretacyjnej, o tyle przepisy prawa czeskiego są mniej precyzyjne, w związku z czym prawna ocena tego zagadnienia odwołuje się do bardziej ogólnych rozważań (tj. potrzeby transparentności i jasności w komunikacji z nieprofesjonalnymi użytkownikami).

Tym niemniej pomimo braku jednoznacznego, ogólnego wymogu używania języka czeskiego w komunikacji z konsumentami, prawo czeskie nakłada na przedsiębiorców zobowiązanie do udzielenia określonych informacji jedynie po czesku. W praktyce można by więc rozważać przetłumaczenie jedynie obowiązkowych treści na stronie internetowej, pozostawiając resztę w pierwotnej formie językowej. Z drugiej jednakże strony należy pamiętać o tym, że w przypadku sporu dotyczącego spełnienia obowiązku udzielenia informacji, ciężar dowodu spoczywał będzie na sprzedawcy, a także o tym, że konsumenci stanowią szczególnie chronioną kategorię podmiotów. Takie rozwiązanie mogłoby okazać się zbyt ryzykowne, dlatego też bezpieczniej będzie udzielić czeskiemu użytkownikowi informacji w jasny i niebudzący wątpliwości sposób, tj. w jego języku ojczystym.

Źródło: TaylorWessing (www.taylorwessing.com)

Nasze rekomendacje

Nasze członkostwa

Nasze certyfikaty

Wojskowe Centrum Normalizacji Jakości I KodyfikacjiTÜV NORDTÜV RHEINLAND

Nasze partnerstwo

Kompetencje